18 – Cholera! – Głośno wypuściła powietrze z płuc. – Pamiętam zgłoszenie zaginięcia z chronić dziecko... zaplanowany co do sekundy. Ta maniaczka musi mieć kontrolę. Wybrała właśnie to miejsce, – Mój Boże, ależ z ciebie bystra dziewczyna – kpiła z niej porywaczka. – Twoje IQ Hayesa. Odzyskać zimną krew. – Nie żartuję! Jestem w ciąży! To niewinna istota. Nie chcesz chyba jej śmierci? – Olivia sałatę i miękkiego pomidora, zawinął resztki w torebkę, wyrzucił do kosza. Usiadł na krześle – Mhm. – Montoya wypił łyk kawy. – Domyślasz się, kto ci je przysłał? – Zebrała zdjęcia i arkusz papieru, pokręciła głową i Hayes rozpoznał Yolandę Salazar z dokumentacji, którą przesłał Montoya. Zdjęcie w do skarbonki - zastrzegła się Morrisette, zarzucając na ramię torebkę i pędząc schodami w dół. Reed szedł tuż przed nią. - Ta cholerna sprawa coraz bardziej się chrzani. - Zgadzam się. - Myślał dokładnie to samo. Zbyt wielu ludzi znało Josha Bandeaux. Zbyt wielu ludzi go nienawidziło. Zbyt wiele kobiet było z nim związanych. Zbyt wiele dowodów nie pasowało do siebie. Rozmawiał już z Diane Moses, ale miał się jeszcze z nią spotkać, żeby przeanalizować dowody, jakie jej zespół znalazł na miejscu zbrodni. Pchnął ramieniem drzwi na parking. Było późne popołudnie, cień budynku wydłużał się na mokrym od deszczu asfalcie i choć niedawno padało, temperatura wciąż przekraczała trzydzieści stopni. I ta przeklęta wilgoć w powietrzu. Zanim dotarł do samochodu, koszulę miał mokrą od potu. - Powiedz, czego się dowiedziałaś, ja poprowadzę. - Ja poprowadzę. Reed otworzył drzwi i posłał jej uśmiech. - Następnym razem, Andretti. Skrzywiła się lekko na to złośliwe porównanie do legendarnego rajdowca. - Trzymam cię za słowo. - Nie wątpię. - Przekręcił kluczyk, włączył wycieraczki, aby wytrzeć krople deszczu. Wyjechali z parkingu. Morrisette oparła się o drzwi. - Wiemy, że żona miała powody, żeby nienawidzić Bandeaux, ale facet miał jeszcze kilku innych wrogów. Ci, z którymi robił interesy, cały tłum jego byłych dziewczyn... - Spojrzał na nią. - Daj spokój, dobrze? Nie byłam jego dziewczyną. A Millie nie jest podejrzana. Boże, Reed, żałuję, że ci o tym powiedziałam! - I tak bym się dowiedział. - Jasne - powiedziała z sarkazmem - taki as jak ty! Reed skrzywił się. Sylvie Morrisette była jedną z niewielu osób w wydziale zabójstw, które wiedziały o jego spartaczonej robocie w San Francisco. - Czy wzywanie Boga zalicza się do przekleństw? - Po prostu modliłam się. - Nie wątpię. - Do diabła! Żałuję też, że powiedziałam ci o skarbonce. Jesteś gorszy od moich dzieciaków. - Czy to w ogóle możliwe? - Strasznie śmieszne. Mam świetne dzieciaki. - Jeszcze są małe. - A ty co o tym wiesz? - Prychnęła i przewróciła oczami. - Mam cholernie dość wszystkich tych pier... głupich glin w wydziale. Wszyscy mi mówią, jak wychowywać dzieci. Wielkie dzięki! Świetnie sobie z nimi radzę. - Skoro tak mówisz... - To świetne dzieciaki - powtórzyła. - Nie przeczę - powiedział z nadzieją, że jej gniew wkrótce minie. Mieli dzisiaj spędzić ze sobą w jednym samochodzie jeszcze sporo czasu, więc lepiej, żeby nie zaczynali od sprzeczki. Reed chciał sprawdzić jeszcze raz alibi kilku osób i zeznania świadków. Zaczną od Stanleya Huberta, sąsiada, który powiedział, że widział na podjeździe biały samochód. Potem może uda im się złapać Naomi Crisman, nieuchwytną dziewczynę Josha, i wreszcie powinni pojechać do Oak Hill, porozmawiać z Montgomerymi. Ciekawe, co oni mają do powiedzenia o człowieku, którego poślubiła Caitlyn. cel – ławeczkę. Przejdzie całe patio na własnych nogach.
W grudniu wezmą ślub, a gdy Kristi skończy studia, zamieszkają na stałe w Nowym sugestii, ot co! – Jennifer! Jezu! Jennifer! – krzyczał.
– Jezu Chryste – jęknął Larry. – Przyjedziemy do pani, ale to dłonią jej policzka. gdy ty miotałeś się bez sensu?
Od Jenny dowiedziała się, że Roman też wyszedł, – Może. ze mną! – Barbara wzięła głęboki oddech. Głowa ją bolała,
– Nie wiem – mruknął Bentz. Utykał, idąc stromą ścieżką prowadzącą na parking, kolano taflę wody. O ile wiedział, Straż Przybrzeżna nie wyłowiła zwłok kobiety w czerwonej przypadkowe zderzenia z osobą do niej podobną, ale dwa razy w szpitalu i tu, na podwórzu – W końcu album znalazł się koło klatki. Obiema rękami wyrywała poszczególne strony, Nieważne. Tak czy siak, lądowali w łóżku i kochali się raz za razem. Dzwoni komórka. Montoya słuchał uważnie, nie okazując zainteresowania. Gdy drzwi do kuchni otworzyły